Znajdujemy się w małym mieszkaniu w nowym bloku na przedmieściach Poznania. Pokój jest schludnie urządzony – białe ściany, na oparciach foteli leżą ręcznie haftowane serwetki. Gospodyni, odświętnie ubrana starsza pani, posadziła nas na kanapie, poczęstowała herbatą i ciastkami. Jej mąż – chory pan Marian podczas całej rozmowy siedział w fotelu obok niej. Co jakiś czas zrywał się i przechadzał nerwowo po pokoju.
- U męża choroba zaczęła się bardzo wcześnie. Na początku to wszystko było takie niewinne… To zapomniał kluczy, to zapomniał coś zrobić, to poszedł do sklepu i myślał, że ma pieniądze ale ich nie miał. Tak to postępowało… Od tych początków do stanu obecnego, choroba trwa już siódmy rok. Że mąż ma słabą pamięć to już wtedy się domyślałam, bo widziałam wyraźne zmiany w zachowaniu, nerwowość, nadpobudliwość, złość.
Najwięcej do myślenia dało mi kiedy pewnego razu pojechaliśmy do kościoła do Poznania. Już wtedy byłam świadoma choroby męża, ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak poważny jest jego stan. Z tego kościoła mąż wyszedł, mnie zostawił i sam przyjechał do domu. Strasznie się denerwowałam, szukałam go pod kościołem, na przystanku, na ulicy. Gdy wróciłam do domu, mąż już tam był. Następnym wyraźnym sygnałem było to, że zapomniał jak się prowadzi samochód.
Choroba nasiliła się, kiedy przeprowadziliśmy się do bloku. Przedtem przez czterdzieści trzy lata mieszkaliśmy na wsi. Jeszcze kilka lat temu, zaraz po przeprowadzce, mąż chodził na zakupy, coś załatwić, trzepał dywany. A później nie chciał. Bał się. Bardzo długo chodził wynosić śmieci ale myliły mu się klucze, nie mógł otworzyć drzwi, a nie potrafił wystukać numeru na domofonie.
Teraz choroba męża jest już w bardzo zaawansowanym stadium. Trzeba go myć, ubrać, skarpety założyć, jak przy małym dziecku. I jeszcze są takie objawy, że „nie chce”. Tego nie chce, tamtego. Nie będzie się mył, ma straszny lęk przed kąpielą, przed myciem głowy – zachowania małego dziecka ale to jest takie bezwiedne. Ostatnio zauważyłam, że słownictwo jest bardzo skąpe, tylko pojedyncze wyrazy. Kiedyś bardzo ładnie jadł, a teraz chciałby, żeby go karmić.
- A jak dowiedziała się pani, że to jest już choroba Alzheimera?
- Przez przypadek dowiedziałam się, że na Zagórzu jest ośrodek i tam pojechaliśmy na badania. Z przeprowadzonych tam testów wynikało, że mąż ma Alzheimera. Jakoś muszę sobie radzić. Co mam zrobić? W ramach akcji „Moja wnuczka mój dziadek” przychodzą takie dwie wolontariuszki. Niestety daje to niewiele efektów. Mąż nie chce robić żadnych ćwiczeń, mówi, że „to małe dzieci robią”. Jest mu już wszystko obojętne. Trzeba się jakoś starać, żeby choroba była znośna dla chorego, nie mówię już o otoczeniu. Córka przyjeżdża i pomaga, wnuki też. Starają się pomóc, jak mogą: przyjdą, posiedzą, porozmawiają. Niektórzy ze znajomych długo uważali, że mąż po prostu robi na złość, nie mogli pogodzić się z tym, że jest chory.
Mówi się, że chory dobrze pamięta dom rodzinny i lata młodości, ale ja stwierdzam, że mąż tego wcale nie pamięta. Mąż w nocy bardzo słabo śpi. Chodzi i mnie woła. Takiej rozmowy między nami to już wcale nie ma, tylko takie urywane słowa…
Moje życie jest całkowicie podporządkowane chorobie męża. Ja wyszłam za mojego męża z wielkiej miłości. Gdyby nie to, nie dałabym rady.
----------------------------------------------------
Imiona bohaterów zostały zmienione
Katarzyna Kielin
Joanna Gawrych